Tatuaże podróżnicze są często bardzo ciekawe, ale są pewne minusy, o których mało kto pomyśli…
Wierzę, że każdy jest artystą i we wszystkim zostawia cząstkę siebie, jakąś energię. W związku z czym, nigdy nie chciałabym mieć obrazu w domu wykonanego przez artystę z depresją. Nawet najwspanialszego dzieła sztuki stworzonego przez wybitnego malarza. Wolałabym kolorowy obrazek dziecka stworzony z miłością.
Nie lubię sztuki tworzonej przez ego, za to podziwiam sztukę tworzoną przez serce.
Wierzę, że wszystko, co robimy ma wpływ na otoczenie. Dlatego sprawa z tatuażem jest dla mnie skomplikowana. Tak samo jak przykład z obrazem na ścianie, przekłada się dla mnie na tatuaż. Tylko obrazu można się pozbyć lub spieniężyć, a tatuażu nie do końca.
Zresztą cały czas się zmieniamy, rozwijamy, idziemy do przodu, dlatego wiem, że dany symbol / obraz może mnie ograniczać za jakiś czas. Z niektórych ubrań, fryzur, kolorów wyrastamy i tak samo wyrastamy z obrazów.
Jeśli też traktuję swoje ciało jak świątynię, dbam o nie, jem to, co najlepsze, ćwiczę, to nie nagryzdam na nim sobie byle czego. Z szacunku do własnego ciała, do siebie.
Czasem, gdy długo podróżuję przychodzi mi do głowy pomysł na tatuaż i zastanawiam się czy nie zrobić sobie takiej pamiątki z danego miejsca czy sytuacji. Są osoby, które mają pięknie wytatuowane całe ciało lub tylko jeden lecz znaczący, wartościowy dla nich samych symbol. Bywa, że mi się to podoba.
Dlatego zdecydowałam się na nieco inną formę tatuażu np Inkbox, który nie jest permanentny. Powiedzmy, że działa jak tatuaże, które robiliśmy sobie jako dzieci, tylko oczywiście lepszej jakości.
Ciekawym doświadczeniem, które bardzo polecam jest malowanie henną, najlepiej w kraju z wieloletnią tradycją wykonywania, jako część niezapomnianej podróży i przygody.
Leave a Reply